sobota, 16 stycznia 2016

WSPOMNIENIE PIERWSZEGO MARATONU

Nadszedł czas przygotowań do maratonów. Dla niektórych będzie to kolejny start a dla innych debiut. Informują o tym na Facebooku i na blogach. Dlatego chce przypomnieć i sobie i innym biegaczom mój pierwszy i jak dotąd jedyny start w maratonie. Może moje uwagi i informacje pomogą innym a na pewno nie zaszkodzą.
NA CHWILKĘ PRZED STARTEM :)

"biegałam, przeczytałam wszystkie możliwe artykuły i poradniki , skorzystałam z masaży, zastosowałam dietę węglowodanową i nawadnianie, trzymam się ściśle planu, reszta siedzi w mojej głowie i tak jak jeszcze wczoraj bałam się -już dzisiaj zmieniam nastawienie i wiem ,że dam radę i z takim nastawieniem stanę w niedzielę na starcie maratonu, nie ma się czego bać . A nawet jeśli nie dam rady to przecież nic się nie stanie, spróbuję później, na wiosnę. Przecież biegam dla siebie... 
Emotikon smile
To mój wpis na stronie Bb na dzień przed startem .
Dużo czytałam na temat maratonu i przygotowań do niego. Biegałam sporo ale nigdy na treningach nie przekroczyłam 30 km, najwięcej chyba przebiegłam 27 km. Miałam nawet wyrzuty sumienia ,że za mało. Ale też nie chciałam się przetrenować :)
Przed maratonem odżywiałam się jak zwykle  pochłaniając więcej węglowodanów czyli makaronów.
W ramach relaksu byłam też na masażu całego człowieka z większym naciskiem na masaż nóg.
Tak przygotowana pojechałam do Wrocławia z założeniem by tylko przebiec królewski dystans. Nie chodziło mi w ogóle o czas. Wiedziałam, że zmieszczę się w limicie. Bałam się tylko,że niespodziewane, nieprzewidziane rzeczy mogą się wydarzyć.
START :)
Bieg rozpoczęłam w tempie 6- 6,15. Po kilku kilometrach wysiadła mi mp3 i nici z muzyki. Ale może to i dobrze bo nie słyszałabym wspierających nas kibiców i  innych zawodników. Dość szybko dołączyłam do grupki panów biegnących moim tempem i naście ładnych kilometrów przebiegłam w ich  przemiłym towarzystwie. Dowcipom i śmiechom nie było końca. Wydawało  się jakby  w ogóle nie  byli zmęczeni. Jakoś w połowie trasy dostrzegłam w tłumie kibiców kolegę córki, który na rowerze towarzyszył mi też spory kawał czasu.
ODŻYWIANIE:)
Na bieg wzięłam ze sobą 3 żele. W czasie biegu , słuchając rad doświadczonych biegaczy jadłam i piłam  na każdym punkcie odżywczym przechodząc do marszu. Była to zaplanowana chwila wytchnienia. 
Czekałam na" ścianę" o której dużo się naczytałam ale na moje szczęście nie doczekałam się.
I tak oto dobiegłam do 37 km. Pamiętam ten kilometr ponieważ biegłam po bruku wrocławskiego rynku. Oj jak było mi wtedy ciężko. Ołowiane nogi nie za bardzo chciały współpracować. Pamiętam jak pewien biegacz pouczał mnie żebym na bruku  przeszła do marszu bo mogę się wywrócić. Odpowiedziałam mu,że jak teraz się zatrzymam to już nie ruszę z miejsca. I faktycznie. Nie zatrzymałam się :)
FINISZ :)
W okolicach 40 km zadzwoniła do mnie córka Ania i krzyczała do telefonu żebym biegła. Słyszałam ją ale nie miałam siły odpowiadać. Wzruszyłam się wtedy i popłynęły mi łzy. Myśl,że na mecie czekają na mnie najbliżsi dodała mi skrzydeł. Ostatnie 2 kilometry ciągnęły się niemiłosiernie. W końcu kiedy już wbiegłam w szpaler kibiców przed metą byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Tego uczucia nie zapomnę do końca życia.
Miałam dużo szczęścia, ze udało mi się ukończyć maraton. Czas to 4:42:42.  Ale nie on jest ważny.       Ważne jest pokonanie własnych słabości i zwycięska walka. Mam tez osobista satysfakcję -  cały maraton przebiegłam, szłam tylko przy punktach odżywczych- to mój sukces :)
W tym roku choroba pokrzyżowała mi plany i nie wystartowałam w Poznaniu. Ale już wiosną pędzę na Orlena do Warszawy z nadzieja,że szczęście również mi dopisze.





Emotikon smile. Po kilku kilometrach wysiadła mi mp3