Bieganie wypełnia większą część mojego życia. Ciągle i nieustannie przygotowuję się do zaplanowanych wcześniej zawodów. Zwykle już na początku stycznia kalendarz biegowy zapełniam wpisami o biegach i zapisach. Zwłaszcza wtedy kiedy z treningów wyklucza mnie np. choroba lub kontuzja. Noooo to wtedy hulam po internecie i zapisuję się hurtowo gdzie się da :)
Kiedy nadchodzi wiosna żyję i trenuję od jednych zawodów do drugich. Ale na wiosnę czekam też z innych powodów. Kiedy wiosenne słońce mocniej przygrzewa mogę wyjechać z garażu moją Yamaszką. Jazda motocyklem sprawia mi niesamowita frajdę. Śmieję się,że miłość do jednośladów wyssałam z mlekiem matki ( chociaż jeździł ojciec:) Mój tata miał Panonię. Piękny czarny motocykl z czerwonymi dodatkami.
Zwykle jeździłam w kufrze, w którym oprócz mnie były też w słoiku robaki na ryby. Ojciec był zapalonym wędkarzem. Towarzystwo robaków wspominam jako traumę. Zwykle siedziałam skulona by być jak najdalej od tych stworzeń.
Motocyklem całą rodziną jeździliśmy w każdy niemal weekend właśnie na ryby do Ślesina lub nad Wartę w okolice Starego Miasta. Spaliśmy w namiocie, jedliśmy złowione ryby.... Było fantastycznie.
Jeździliśmy oczywiście w kilka rodzin. Każda na motocyklu. Panonie, Junaki , WSK-i dominowały wtedy na drogach. Być może wtedy obiecałam sobie,że jak dorosnę to też będę prowadzić mój wymarzony motocykl. To marzenie było naprawdę silne. I pewnego dnia nieoczekiwanie się spełniło. Mam. Moją Yamachę :)
Zastanawiam się często co jest w tej jeździe tak niezwykłego,że sprawia mi tyle radości? Może adrenalina, której ciągle potrzebuję ? A może ten przysłowiowy wiatr we włosach? A może radość z faktu, że marzenie się spełniło :) Nie wiem. A może wszystko razem:) Wiem jedno: kocham to :) i z tej pasji nie zrezygnuję :)