poniedziałek, 26 października 2015

Relacja z 53 Biegu Republiki Ostrowskiej

  Na 53 Bieg Republiki Ostrowskiej zapisałam się już dawno, nawet nie pamiętam dokładnie kiedy, pewnie jakieś pół roku temu. Te zawody miały odbyć się 2 tygodnie po planowanym maratonie w Poznaniu. Miałam wtedy obawy czy zdążę się zregenerować, odpocząć i nabrać sił. Nie przewidziałam jednak, że choroba pokrzyżuje moje plany i na maraton do Poznania nie pojadę. Efektem dwutygodniowego przeziębienia była zmniejszona liczba treningów czyli przebiegniętych kilometrów, brak mocy i ogólne osłabienie organizmu. 
  Słabo przygotowana pojechałam jednak do Ostrowa. Zawody tam organizowane są na naprawdę fajnym poziomie a biegacze otoczeni opieką. Na wielu zawodach w Ostrowie zdarłam zelówki.I ciągle tam wracam. Również z sentymentu, gdyż pierwsze kroki stawiałam właśnie tam. Znajome twarze, miejsca i świetna atmosfera. No cóż pomyślałam, spróbuję przebiec jak potrafię najlepiej. Do pokonania były dwie pętle po 5 km trasą płaską, asfaltową znaną mi już wcześniej. Przed startem włączyłam mp3. Niestety okazało się,że mimo wcześniejszego ładowania była rozładowana. Szybko wyjęłam słuchawki z uszu i rzuciłam mp3 stojącemu za barierką mężowi.Straciłam humor. Uwielbiam biegać z muzyką. Nadaje mi tempo, rytm. Ale cóż. Zdarza się. Na starcie było dziwnie głośno.W ostatniej chwili usłyszałam odliczanie a nie miałam włączonego Endo. Siłowałam się z włączeniem telefonu. Sytuacja zrobiła się nerwowa ale przed przekroczeniem linii startu - udało się.Rozpoczęłam bieg, który jak zwykle na początku okazał się niezłą przepychanką. 
Tempo w okolicach 4,20. Zwykle na początku tempo zaskakuje mnie samą i wiem ,że za chwilkę zmieni się i spadnie wprost proporcjonalnie do coraz większego zmęczenia. Kiedy na półmetku zobaczyłam czas 22 minuty z groszami pomyślałam przez chwilkę o życiówce ale szybko uświadomiłam sobie, że sił mam coraz mniej. Nogi mam silne, kłopoty były z oddechem. Ale skupiona na biegu próbowałam uspokoić oddech, wydłużyć krok, ekonomiczniej pracować rękami. Słyszałam głosy znajomych biegaczy: Gosia dawaj, cześć babcia itp....Od 5 kilometra zaczął padać deszcz, który nie ułatwiał zadania. Około 7-8 km pojawił się na moment kryzys ale myśl - przecież zaraz koniec- pomogła mi go zażegnać. Metę przekroczyłam z czasem 47,07 brutto co dało mi czas 46,56 i nową życiówkę na 10 km. Zmęczona do granic ale szczęśliwa. 
 Bieganie to ból, walka, pokonywanie barier ale stan" po" jest nie do opisania. Towarzyszą temu takie emocje, które trudno wytłumaczyć. Medal i puchar to materialne korzyści. Ale ważniejsze są chyba te niematerialne, duchowe. Stany euforii, radości na granicy wzruszenia. Poczucie spełnienia. Świadomość własnych możliwości. To wszystko sprawia, ze w bieganiu się zatracam i ciągle mam niedosyt ilości pokonanych kilometrów. To były bardzo udane zawody. Ostrów jest dla mnie łaskawy więc na pewno tam wrócę :)




2 komentarze:

  1. Uwielbiam Pani styl pisania...przelewa Pani swoje emocje, które udzielają sie czytelnikowi. Czytam, czytam i moje nogi biegną ( w miejscu) z każdym kolejnym akapitem. Szkoda że tylko wirtualnie (narazie).Kiedys się spotkamy na jakiś zawodach, mam nadzieję że na mecie a nie tylko na starcie haha:)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz Wiolu lepiej czuję się biegając, pisanie nie jest moją domeną ale staram się więc cieszę się tym bardziej jak się podoba :)

    OdpowiedzUsuń