środa, 16 listopada 2022

Teraz już wiem

 DIAGNOZA


„To podczas nocy trzeba wierzyć w światło.”

Moje cycki wielkości kasztanów niepokoiły mnie od dość dawna, to znaczy od czasu, kiedy urodziłam pierwsze dziecko. Włókniaki, torbiele i inne gówna mieszkały w moich piersiach i czuły się jak u siebie w domu. Dwa z nich zaraz po wymacaniu usunęłam. Natychmiast też zapisałam się do Poradni Onkologicznej, by być stale pod czujną i fachową opieką specjalistów. Wizyty kontrolne, biopsje i inne badania uspokajały mnie na pewien czas, zazwyczaj do kolejnej wizyty. Planowałam je z dużą regularnością.Także w czasie badań ginekologicznych prosiłam lekarkę o USG piersi, by na kolejną chwilkę uśpić strach. Moja gin powtarzała mi jak mantrę, że z kapusty sałata nie urośnie. Tak mijały lata.

Moje dwa piegi nie dawały mi powodów do dumy. Małe i płaskie, nie były wyjątkowo urodziwe. Natomiast znakomicie nadawały się do badania. Można było w nich  wyczuć najmniejszą nawet zmianę. Samobadanie, które im dość często fundowałam, długo nie wzbudzało moich podejrzeń, gdyż znałam ich każdy centymetr i dokładnie wiedziałam, kiedy coś się pojawiało, a częste badania USG tylko mnie w tej wiedzy utwierdzały. Kiedy otrzymałam zaproszenie na darmową mammografię dla pań po pięćdziesiątym roku życia, niezwłocznie zadzwoniłam pod wskazany numer, aby się zapisać. Zbliżały się wakacje, więc pomyślałam, że przebadana będę mogła spokojnie skorzystać z uroków lata. Zanim jednak nadszedł termin mammografii, udałam się na kontrolne USG piersi. W opisie badania odnotowano: „nie stwierdzono zmian podejrzanych”. Ostatnia mammografia należała do najgorszych, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Radiolog zafundował mi ból na granicy wytrzymałości. Syczałam i krzywiłam się, jakby ktoś żywcem obdzierał mnie ze skóry. Bolało. Bardzo bolało. Postanowiłam wtedy, że będzie to moje ostatnie badanie mammografem. Skąd mogłam przewidzieć, że tak się stanie naprawdę? Pierś bolała mnie jeszcze przez tydzień. Ale co tam ból, skoro wynik ponownie okazał się dobry. Zaproszono mnie za kolejne dwa lata. Uff, co za ulga. Świadomość, że jestem zdrowa, dodała mi skrzydeł i pozwalała cieszyć się każdym kolejnym dniem mojego bardzo aktywnego życia.

Po przekroczeniu pięćdziesiątki moją pasją stało się bieganie i inne aktywności sportowe. Pływanie, rolki, jazda rowerem, narty lub łyżwy. Wybierałam dyscypliny w zależności od pory roku i pogody. Dodatkowo dbałam o kondycję ćwicząc siłowo. Priorytetem było jednak bieganie. Nieustannie przygotowywałam się do zaplanowanych wcześniej startów w zawodach biegowych. Planowałam, zapisywałam się, trenowałam. Wzięłam udział w setkach zawodów, na których zwykle w swojej kategorii wiekowej zajmowałam czołowe lokaty. Kiedy „klepanie asfaltu” przestało mi wystarczać, wzięłam udział w triathlonie i Runmageddonie. Zrobiłam też „Koronę Maratonów”, czyli przebiegłam w ciągu dwóch lat pięć najważniejszych maratonów w Polsce. Myślałam intensywnie o biegu ultra i biegach górskich. Znowu miałam plany. Motywowana nowymi wyzwaniami, systematycznie trenowałam, doskonaliłam technikę biegu i z radością dziecka spełniałam swoje marzenia. Wpisami na portalach społecznościowych motywowałam innych do codziennej aktywności, będąc przykładem dla wielu moich młodszych koleżanek. Cudowny czas i świetna forma nie zapowiadały niczego niepokojącego…

Podczas wizyty u ginekologa zapytałam o moje zmiany w piersiach i doktor dał mi namiary na lekarza w Poznaniu, specjalistę, który najlepiej odniesie się do mojego problemu. Nie zwlekając zaraz następnego dnia umówiłam się na wizytę.

Przedtem jednak miałam do przebiegnięcia trzy biegi: Bieg Republiki Ostrowskiej, Ostrowską Jesień Biegową i Bieg Niepodległości. Na wszystkich pobiłam swoje rekordy życiowe. Byłam świetnie przygotowana i w doskonałej formie. Kondycja wypracowana na treningach po raz kolejny nie zawiodła. Zapowiadała się pracowita zima z utrzymaniem formy i doskonaleniem wytrzymałości. Tak bardzo się cieszyłam…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz